Forum dla zdolnych pisarzy

Forum powstało z myślą o rozwijaniu talentu uzdolnionych pisarzy.

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Gry

#1 2013-07-07 12:54:28

stworzonahistoria94

Nowicjusz

Zarejestrowany: 2013-07-07
Posty: 1
Punktów :   

Powiedz mi, dlaczego...

Witajcie! Jestem tutaj świeżynką, ale mam nadzieję, że się dogadamy. Piszę trochę i chcę aby ktoś kto siedzi w tym temacie wypowiedział się na temat mojej twórczości. Wrzucam kawałek mojego książko/opowiadania (jest w trakcie pisania, nie wiem na ile wyjdzie). Proszę o konstruktywną ocenę. Jakby komuś było źle czytać tutaj oto link do mojego bloga: http://niestworzonehistorie.blog.pl/

Powiedz mi, dlaczego...



Minęło kilka dni odkąd Weronika ostatni raz pojawiła się w szkole. Pozostałości po zapaleniu płuc jakie ostatnio przechodziła, dawały się jeszcze ostro we znaki. Obolałe mięśnie odmawiały posłuszeństwa, a wszystko to przez antybiotyki jakimi faszerowano ją w szpitalu. Ciężko stąpając po marmurowych schodach budynku dziewczyna wdrapała się na ostatnie piętro i ciężko westchnęła.

– Witamy w świecie żywych! – Krzyknął zza jej pleców radosny głos. Obejrzała się, stała za nią wysoka, długowłosa brunetka, miała na sobie jasne jeansy i niebieski sweterek. Jej brązowe oczy odbijały padające z okna światło, wyglądało to jakby wstąpiła w nie jakaś złowroga moc.
Mimo to, Weronika uśmiechnęła się i odpowiedziała:
– Cześć, cześć. Jeszcze nie do końca żyję, ale pracuję nad tym.
Dziewczyna wzięła ją pod rękę, czego Weronika za bardzo nie lubiła, ale w obecnej sytuacji nie miała nawet siły oponować, krótko mówiąc było to jej nawet „na rękę”. Długowłosa miała na imię Paulina chodziły do jednej klasy, lubiły się, ale nigdy nie okazywały sobie przesadnie czułości. Gest dziewczyny nieco zdziwił Weronikę, ale nie zaprzątała sobie tym długo głowy. Po kilku sekundach zbiegła się reszta klasy i zaczęły się systemowe pytania „jak tam zdrowie?” „czym cię naszpikowali?” „schudłaś, to przez antybiotyki?”. To ostatnie pytanie zadała jedna z klasowych
piękności – Patrycja, która mimo iż ważyła mniej niż mały rower, ciągle interesowała się nowymi sposobami odchudzania. Była też najlepszą przyjaciółką Weroniki, znały się od podstawówki i przez te wszystkie lata siedziały ze sobą w jednej ławce. Różniły się bardzo, jednak była jakaś nierozerwalna nić, która od zawsze je łączyła.

– Nie chciałabyś chudnąć w taki sposób – oznajmiła Weronika patrząc z ukosa, ale z uśmiechem na przyjaciółkę.
– No nie wiem… Ostatnio trochę przytyłam, ale jeżeli to boli to nie chcę – powiedziała dość poważnie Patrycja.
– No to załatwione. – Uśmiechnęła się Weronika i mocno się do niej przytuliła. Kiedy zadzwonił dzwonek wszyscy zerwali się aby jak najszybciej dostać się do klasy. Pierwszą lekcją była chemia, na której od miejsca siedzenia zależało traktowanie przez nauczyciela. W klasie panował gwar, mijało dziesięć minut a Pan Profesor nadal się nie pojawiał. Nagle chrobotnęła klamka a w drzwiach stanęła nieduża , krótkowłosa, farbowana brunetka, miała na sobie buty na grubym wysokim obcasie, czarne rajstopy i skromną czarną sukienkę przepasaną białym paskiem. W ręku trzymała kilka książek i kalendarz, włosy zaś spięte miała w kucyk. Uśmiechnęła się i powiedziała:
– Chemii nie będzie ale…
Nie zdążyła dokończyć bo cała klasa zaczęła głośno wiwatować i niemalże skakać z radości. Jeden z chłopców wskoczył nawet na ławkę, ale widząc korcący wzrok przybyszki potulnie zszedł na podłogę.
– …Ale będziecie mieli lekcje ze mną – dokończyła nauczycielka.
Miny uczniów zrzedły. Rozległ się pomruk. Widząc ich zaniepokojony wzrok dodała:
– Spokojnie, to będzie wychowawcza.
Tłum znów zaczął wiwatować, ale na znak wychowawczyni wszyscy się uciszyli. Pani Beata była najlepszym wychowawcą, jakiego mogła sobie wymarzyć klasa. Zawsze była skora to pomocy i traktowała wszystkich jak równych sobie. Nie stroniła od żartów, ale umiała wprowadzić ostry, wojskowy rygor.
– Moi drodzy- Zaczęła mowę- jak wiecie już niedługo studniówka, musimy załatwić kilka formalności…
Podczas gdy Pani Beata prowadziła monolog o tym co trzeba jeszcze zrobić w sprawie studniówki, na ostatnich ławkach zaczęły się dyskusje o najważniejszym w tym temacie aspekcie.
– Ej Werka, masz już sukienkę? – Patrycja szepnęła do ucha koleżance.
– No co ty. Przecież jeszcze dwa tygodnie…
– Jeszcze!? Czy Ty się dobrze czujesz? Dwa tygodnie? To jeszcze powiedz, że nie zamówiłaś fryzjera?
– Fryzjera…- zastanowiła się Weronika – ale jakiego fryzjera? Coś nie tak z moimi włosami?
Patrycja pacnęła się w twarz, ochłonęła i wyrecytowała:
– Otóż moja kochana towarzyszko życia od, nie wiem co nas połączyło ale to coś bardzo mocno nas trzyma przy sobie, dlatego dzisiaj wieczorem umawiam cię na rozmowę z twoim osobistym stylistą, proszę o to jego wizytówka – Podała jej kawałek kartki na którym widniało: „Patrycja Nalewajko – prywatny konsultant do spraw mody i shopingu”
– Nie wiem czy to dobry pomysł… – powiedziała ciut za głośno Weronika…
– Zły pomysł!? Uważasz, że mój pomysł z tańczeniem makareny w naszym filmie studniówkowym jest zły!? Weronika! – Krzyknęła podirytowana Paulina. Widocznie podczas rozmowy z Patrycją, w sali rozgorzała dyskusja na temat, na który Weronika nie miała kompletnie zdania. Nie wiedząc jak się wyplątać z tej sytuacji powiedziała tylko:
– Może zatańczymy….. Menueta?
Cała sala parsknęła śmiechem. Na szczęście również Paulina odebrała to jako żart dlatego zaraz przeszli do innych kwestii nie rozwodząc się już na ten temat. Weronika nie wykazała chęci co do propozycji, a raczej stwierdzenia przyjaciółki, ale tej to nie obchodziło, dla niej były umówione na wieczór.

***



Weronika oglądała jakąś durną, brazylijską telenowelę, kiedy do drzwi zadzwonił dzwonek. Stał w nich nie kto inny jak Patrycja. Nagle zza jej pleców wyskoczyły dwa rozwrzeszczane osobniki.
- Siemanko! – Krzyknęli naraz wysoki blondyn i niezbyt wysoka blondynka.
Byli to Antek i Zuzka – bliźniaki, a zarazem przyjaciele Patrycji i Weroniki, w tej paczce byli oni odpowiedzialni za dobry humor i rozrywkę dnia powszedniego. Chłopak miał na sobie wielkie, ciężkie buciory i sportową, zimową kurtkę. Dziewczyna zaś długie kalosze w kwiaty i stylowy płaszczyk.
Mimo, że byli rodzeństwem ciągle się kłócili i zarazem godzili. Było to u nich czymś naturalnym.
- Ty jeszcze nie gotowa? – Powiedziała podwyższonym głosem podirytowana Patrycja.
- Ubieraj się! Idziemy do Centrum! – Oznajmił donośnie Antek.
- Miałeś jej nie mówić gdzie idziemy, idioto! – Szturchnęła go siostra.
- Sama jesteś idiotką! – Oddał jej i zaczęła się przepychanka.
- Ej, ej! Już koniec! Matko… po co ja was ze sobą brałam… – Powiedziała nieco zrezygnowana Patrycja. Nie zauważyli jak podczas tego całego zamieszania Weronika zdążyła się już przebrać, założyć zimowe ubrania i zjeść kanapkę, której końcówkę mieliła jeszcze w ustach.
Centrum jak sama nazwa mówiła było to nieduże aczkolwiek największe centrum handlowe w mieście. Długo podróżowali z jednego sklepu do drugiego, z jednej drogerii do drugiej. Podczas tej wycieczki Antek i Zuzka zdążyli pokłócić się pięć razy, a pogodzić już tylko cztery. Patrycja zaszczepiła w Weronice malutką, naprawdę tycią cząstkę zamiłowania do strojenia się i malowania. Dziewczyna nigdy tego nie lubiła, nie zwracała uwagi nawet na układanie włosów, twierdziła, że to strata czasu. Nigdy też nie chodziła w sukienkach, bo uważała je za niepraktyczne, gdzie poniekąd miała rację, ale kto by patrzył na praktykę jeżeli w grę wchodzi piękny wygląd. Nigdy też nie miała chłopaka, za to Patrycja zmieniała ich jak rękawiczki. Weronika była bardzo pozytywna i optymistycznie nastawiona do życia. Zawsze we wszystkim szukała dobrych stron. Lubiła spacery w deszczu, lubiła czuć, że żyje i dzielić się tym z innymi. Za to właśnie kochali ją przyjaciele. Mimo sielankowego stylu życia, dziewczyna była także kręgosłupem moralnym swojej paczki, zawsze wiedziała, gdzie postawić nogę aby ta nie wpadła w błoto.

***



Do wielkiego wieczoru, jak mówili o tym rodzice zostało już tylko kilka godzin. Weronika krzątała się po domu zupełnie nie mogąc się odnaleźć pośród sterty różnego rodzaju kosmetyków, w jakie wyposażyła ją Patrycja na wypadek wybuchu wojny nuklearnej. Niestety nie mogła tu być, ponieważ sama teraz pewnie przymierzała piętnastą parę butów i zastanawiała się czy założyć je na początek, czy zmienić w trakcie imprezy. Weronika była pozostawiona sama sobie, ale obiecała przyjaciołom, że postara zrobić się na bóstwo. Spięte w kok, kasztanowe włosy były perfekcyjnie ułożone i nawet ów wybuch nie zachwiałby ich struktury. Miała na sobie skromną, ale osobliwie śliczną granatową sukienkę, która nawet w żółtym pokojowym świetle nadawała dziewczynie szyku i elegancji. Czerwone buty na niewysokim obcasie były jedyną rzeczą, która sprawiała, że Weronika nie czuła się zbyt komfortowo. O dziwo sukienka przypadła jej do gustu, ale stopy mimo treningów, nie przyzwyczaiły się jeszcze do nowej pozycji. Tego dnia czas leciał nieubłaganie, nim się obejrzała pozostało jej już niewiele ponad czterdzieści minut do wyjścia. Szybko ogarnęła wszystko co zostało jeszcze do ogarnięcia i wyczekiwała w swoim pokoju na przyjazd przyjaciół. Weronika była jedynaczką, razem z rodzicami mieszkała na osiedlu domków jednorodzinnych nieopodal centrum miasta. Była również oczkiem w głowie tatusia, dobrze się uczyła i nie miała problemów z niczym ani z nikim, zawsze była dobrze poukładana, nigdy nie narażała się na ludzkie gadanie, które i tak było jej obojętne. Nie piła alkoholu, nie paliła papierosów, nawet nie zaprzątała sobie tym głowy, według niej było to zbędne, i bez tego świetnie bawiła się w towarzystwie swoich przyjaciół. To kolejna rzecz odróżniająca ją kompletnie od najlepszej przyjaciółki, która była jej totalnym przeciwieństwem. Rodzice Weroniki, bardzo ufali dziewczynie bo nigdy jak do tej pory nie zawiedli się na niej. Zawsze była punktualna i nigdy nie sprawiała jakichkolwiek kłopotów. Tego wieczora, nie tylko ona była podenerwowana, mama też cały dzień nie mogła znaleźć sobie miejsca i stresowała się razem z córką. Gdy do drzwi zadzwonił dzwonek Weronika zerwała się, ale ubiegł ją tata.
- Witam szanownego kawalera, jak podejrzewam Pan do mojej córki.
- Panie Andrzeju, przecież znamy się nie od dziś – wymruczał nieco zmieszany Antek.
- Zepsułeś mi wielkie powitanie! Układałem je odkąd mała skończyła dwanaście lat… – odparł z rezygnacją Pan Andrzej.
- Przepraszam, nie taki był zamiar –powiedział cicho Antek, po czym dodał głośniej – Czy Panna już gotowa?
- Owszem, owszem. Weroniko! Kawaler do ciebie. – odpowiedział dość przesadnym tonem tata Weroniki.
- Już idę – dobiegł z pierwszego piętra lekko przerażony głos.
W momencie gdy słychać już było na schodach stukot obcasów Pan Andrzej przysunął do siebie Antka i powiedział mu do ucha:
- Jak już zauważyłeś znamy się nie od dzisiaj, chcę żeby to był jeden z najlepszych wieczorów w życiu mojej córki, nie spieprz tego. Rozumiemy się?
Antek nieco się przestraszył, nie mógł wydusić z siebie słowa, jego wzrok mówił za niego. Pan Andrzej zaśmiał się i powiedział już głośniej:
- Nie bój żaby! Żartowałem – Po czym dodał ciszej – ale naprawdę zaopiekuj się nią.
- Tak jest! Panie kapitanie! – Antek dumnie się wyprężył i zasalutował!
- Nie salutuje się do pustej…- chciał dokończyć ale przerwał mu Antek:
- ŁAŁ! – Krzyknął onieśmielony i zaskoczony chłopak. Oto przed nim, stanęła kilka centymetrów wyższa, parę lat starsza i dziesięć razy mniej pewna siebie Weronika. Oczy Antka przybrały kształt i kolor pięciozłotówek, z ręki wypadła mu róża jaką miał podarować dziewczynie. Pośpiesznie i niezdarnie nachylił się, nikt jednak tego nie zauważył, a to dlatego, że w momencie podejmowania przez niego akcji ratowania studniówkowej róży Pan Andrzej wypuścił w eter swoje emocje:
- O matuchno! Ty chcesz tak wyjść!? – Krzyknął zdziwiony ojciec.
- Tato… proszę cię – odparła zmieszana dziewczyna.
- Przepraszam, przepraszam. No już idźcie bo się spóźnicie. Zamaszystym ruchem dłoni wskazał drzwi, patrzył się z niewielkiego ukosa na dziewczynę, ale pomyślał „no cóż, takie czasy”. Kiedy drzwi do domu zamknęły się, a Antek został sam na sam z Weroniką, z trudem wydusił z siebie:
- Wyglądasz prześlicznie. – Powiedział to z nieznaną u tego osobnika powagą.
- Dobra, przestań się już nabijać… Jedziemy! – Odpowiedziała Weronika, jakby ktoś właśnie powiedział jej, że ma na czole wielkiego, czerwonego pryszcza. Mimo to, w środku poczuła dziwne ciepło, które nie wiedzieć czemu bardzo się jej spodobało, miała nadzieję, że prędko jej nie opuści. Gdy weszła do samochodu reszta pasażerów zareagowała podobnie. Oprócz ich dwojga byli tam Zuzka i Marcin– chłopak z równoległej klasy, który od paru miesięcy próbował poderwać siostrę Antka, z dość marnym skutkiem, choć nie wiedzieć czemu zgodziła się na jego zaproszenie na bal maturalny. Patrycja ze swoim dwa lata starszym chłopakiem mieli już czekać na miejscu. Nikt nie wiedział kim jest ów facet, ale nawet nie chcieli się nad tym zastanawiać, znając Patrycję jej partnera może się zmienić nawet w trakcie wieczoru.

***



Pod szkolą roiło się już od pięknie wyglądających ludzi, wysiadających z równie pięknych samochodów, które z największą pewnością były wynajęte tylko na godzinę, aby zrobić dobre wrażenie i wzbudzić zazdrość kolegów i koleżanek. Marcin, który kierował samochodem zdenerwował się gdy pod szkołę podjechała długa limuzyna i zajęła aż trzy miejsca parkingowe. Wyszedłby pewnie i zrobiłby awanturę gdyby nie fakt, że z samochodu wyszła wysoka, piękna, blondynka o niebieskich oczach. Miała na sobie niebanalną sukienkę w kolorze krwi tętniczej, co dodawało jej pikanterii. Chłopak był onieśmielony kiedy nagle zrozumiał o co chodzi.
- Patrycja!? O rzesz… – krzyknął Antek i przez chwilę zapomniał o śliczności swojej studniówkowej partnerki.
- Nie wierzę… No nie byłaby sobą, gdyby nie zamówiła limuzyny… – odparła Zuzka
Weronika siedziała cicho obserwując całą sytuację, przez chwilę poczuła się lekko zazdrosna gdy usłyszała rekcję Antka, ale szybko jej przeszło.
- Dobra, dobra. Zajęli trzy miejsca parkingowe, gdzie ja zaparkuje? – Oprzytomniał Marcin
- Spójrz. Tam ktoś wyjeżdża – odparła stonowana Weronika.
- Ej! Co to za facet? – Zuzka nie schodziła z tematu Patrycji.
- Matko…. Przecież zaraz się dowiesz. – odparł lekko podburzony Antek
-Oj siedź cicho!
Chłopak, który przykuł uwagę Zuzki był wysoki, spod płaszcza wystawał mu czarny frak, pod szyją miał szarą krawatkę a na głowie największy cylinder jaki w życiu widziała.
- Koleś wygląda jak z dziewiętnastowiecznego cyrku – skomentował Marcin gdy wyszli już z samochodu.
- Oj cicho, wy to jesteście tacy prostolinijni…
Patrycja od razu zobaczyła przyjaciół i pomachała aby podeszli do limuzyny. Przedzierając się przez nieośnieżony parking wszyscy oprócz Weroniki czuli jakieś dziwne podniecenie, nie wiedzieli czy to przez prestiż, który właśnie ich ogarnia czy przez to, że zaraz zacznie się jedna z najlepszych imprez w ich życiu. Patrycja dopiero kiedy podeszli dojrzała makijaż i fryzurę Weroniki. Miała minę malarza, którego dzieło właśnie trafiło na główną wystawę w Luwrze.
- Kurczę… jaka Ty jesteś piękna! – Zakrzyknęła przytulając koleżankę.
- Co nie? – Antek dopiero teraz wrócił do rzeczywistości i przypomniał sobie o Weronice.
- Dziękuję – odparła lekko się czerwieniąc.
- Hmm może nas przedstawisz? – Sprowadziła wszystkich na ziemię Zuzka.
- Ach tak, to jest Przemek. Poznaliśmy się stosunkowo niedawno, ale to nie ważne. Kochanie, to są Weronika, Antek, Zuzka i Marcin.
Z dziewczynami Przemek przywitał jak prawdziwy gentleman poprzez pocałunek dłoni. Z chłopakami oczywistą grabą.
- Cześć i w ogóle miło Cię poznać, ale Twoja bryka zajmuje trzy najlepsze miejsca parkingowe… – nie odpuszczał Marcin
- Dobra stary przestań już – skomentował Antek – Idziemy do tej szkoły? Powoli robi mi się zimno.

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
GotLink.pl