Forum dla zdolnych pisarzy

Forum powstało z myślą o rozwijaniu talentu uzdolnionych pisarzy.


#1 2013-12-23 18:55:31

 Loreen

Nowicjusz

Zarejestrowany: 2013-12-23
Posty: 1
Punktów :   

Asgardzka Magia Świąt

Tony Stark nie lubił świąt Bożego Narodzenia. Większość osób dowiedziawszy się o jego nie chęci patrzyło na niego nie przychylnie w myślach posyłając ku niemu krucjaty. Miliardera nigdy nie obeszły opinie innych na jego temat. Gdyby było inaczej dawno by zwariował. Jego awersja do zimowego święta ma swoje początki już w dzieciństwie. Od małego Tony słyszał, że Boże Narodzenie to najodpowiedniejszy okres w roku by spędzić wspólnie czas z rodziną. Jako młody chłopak był zachwycony możliwością oderwania swego ojca od spraw firmy by ten poświęcił mu trochę uwagi, na której kiedyś tak bardzo mu zależało. Jednak Howard Stark nawet w święta wolał uganiać się za sprawami firmy niż usiąść do Wigilii razem z rodziną. Tony dotkliwie to odczuł choć teraz pluł sobie w brodę za swój sentymentalizm. Przemierzając kolejne piętra Stark Tower brunet zastanawiał się co w tym roku wymyśli Pepper by namówić go na odpowiednie według niej spędzenie świąt. Tony minął ostatnie dwa schodki gładko zeskakując na podłogę i skierował swe kroki do salonu gdzie czekał na niego powyżej wspomniany gość. Niestety nie był on sam. Na środku pokoju dziennego stała Potts w swoim nienagannym stroju służbowym w skład, którego wchodziła marynarka i prosta spódnica oraz jej nieśmiertelne szpilki. Stojąc tyłem do wejścia nie zauważyła dopiero co przybyłego gospodarza, wyraźnie zaabsorbowana dyrygowaniem całą zgrają facetów ubranych w jasno czerwone kombinezony i mikołajowe czapeczki. Widząc rozgrywającą się przed nim scenę Tony miał wrażenie, że znalazł się w samym centrum tego co ludzie potocznie nazywają piekłem.-Szefowo, gdzie postawić te kartony z ozdobami?-zapytał zza stosu pudeł, które trzymał w ramionach najwyższy z pomocników. Pepper uniosła rękę wskazując drugi koniec pokoju.-Łańcuchy i lampiony proszę postawić na razie w kącie pokoju. Zajmiemy się nimi później.-dwóch pomocników odmaszerowało we wskazanym kierunku. Tony spojrzał w przeciwną stronę dostrzegając trzech osiłków, którzy wspólnymi siłami starali się ustawić wysokie, cztero-metrowe drzewko, na razie wolne od wszelkich ozdób. W innej części pokoju piątka osobników atakowała ściany i kominek wszelkimi znanymi ozdobami nie zwracając w zupełności uwagi na nowo przybyłą osobę. Tony zacisnął mocno powieki i otworzył je dopiero gdy do jego uszu dobiegło ciche chrząknięcie. Zobaczył wpatrującą się w niego Pepper, na twarzy której błąkał się niewinny uśmieszek. Podparła ręce na bokach i uśmiechnęła się szerzej gdy dostrzegła wyraźne zmieszanie na jego twarzy. Tony zamknął usta zdając sobie sprawę, że miał je lekko rozchylone gdy wpatrywał się w dekoratorskie poczynania mikołajów. Mężczyźni zaabsorbowani pracą, nadal nie dostrzegli jego obecności. Coś się w nim przebudziło i poruszyło niespokojnie. W końcu odzyskał głos przeklinając w duchu wszelkie bożki i bogów za jego chwilową dekoncentrację.-Mogę wiedzieć co tu się dzieje, Panno Potts?-zrobił parę kroków w jej stronę zmniejszając dzielący ich dystans.-Jak pan widzi, panie Stark, kieruję przygotowaniami świątecznymi. Jak się panu podobają dotychczasowe rezultaty?-nie przestała się uśmiechać kiedy Tony przybrał groźny wyraz twarzy.-Pepper koniec tych żartów. Możesz mi wyjaśnić co to ma znaczyć? Nie przypominam sobie abym zamawiał do mojego domu bandę oszukańczych mikołajów.-nikt z wspomnianych nawet na niego nie spojrzał. Trochę go to zaniepokoiło.-Przecież już powiedziałam. Pilnuję by świąteczne przygotowania przebiegły pomyślnie.-zmrużyła  lekko oczy.-Ale ja nie chcę żadnych ozdób ani innych świątecznych dupereli! Zamierzałem te święta spędzić jak co roku! Czyli bez świąt. Jako moja dobra asystentka powinnaś o tym pamiętać.-powiedział oskarżycielskim tonem i podszedł do barku, który został już ozdobiony złoto-czerwonymi łańcuchami. -hmm całkiem nie zły dobór kolorów-pomyślał i nalał do ciężkiej, kryształowej szklanki trochę bursztynowego trunku. Dodał dwie kostki lodu i przycisnął wargi do szkła. Alkohol przyjemnie parzył w gardło, spływając wzdłuż przełyku.-Pamiętam aż za dobrze.-pociągnęła teatralnie nosem spuszczając ręce wzdłuż ciała. Jej wzrok powędrował do trzymanej przez niego szklanki. Mimowolnie zmarszczyła brwi.-Ale w tym roku będzie inaczej.-stwierdziła, przybierając jak najbardziej pewny siebie ton. Tony spojrzał w jej stronę uśmiechając się półgębkiem.-Jestem ciekaw dlaczego sądzisz, że w tym roku zerwę z własną tradycją. Jakie są twoje argumenty?-przygotował drugiego drinka podając go rudej. Lód ochoczo zadzwonił w szklance.-To będzie Twój prezent świąteczny dla mnie.-Tony zachłysnął się usłyszawszy jej żądanie pod pozornie wypowiedzianą prośbą.-Co?-zapytał głupio kiedy przestał się krztusić.-Przecież mam dla Ciebie już prezent…-Pepper uniosła dłoń skutecznie go uciszając . Było to dla bruneta frapujące z jaką łatwością ruda potrafi nad nim zapanować.-Tony…nie chcę od Ciebie żadnym drogich prezentów. Nie kupuj mi samochodu, ciuchów czy innych cudów, które zrodzą się w Twojej głowie.  Najlepszym prezentem w tym roku będzie dla mnie obietnica, że postarasz się godnie spędzić te święta.-Tony oniemiały słuchał dalej.-Mam na myśli to, że nie zamkniesz się w pracowni z butelką whisky majsterkując przy maszynach. Zamiast tego pozwolisz mi dokończyć ozdabianie Stark Tower, zamówić świąteczny catering i cieszyć się myślą, że choć raz w życiu masz normalne Boże Narodzenie.-próbował jej przerwać ale zamilkł pod jej ostrzegawczym spojrzeniem sugerującym by pozwolił jej skończyć. –Oczywiście, co ważne, masz je spędzić w czyimś towarzystwie. Nie wiem kogo wybierzesz, może to być nawet bezdomny albo pani Zosia z warzywniaka. Każdy oprócz maszyn, one nie wchodzą w grę.-skierowała wzrok ku sufitowi i wymamrotała ciche:-Wybacz mi, Jarvis. Tony słuchał dalej.-Sama bym z Tobą została, ale…już w październiku obiecałam Rodneyowi, że spędzimy je wspólnie z naszymi rodzicami…-miliarder zauważył, że jej policzki przybrały lekki odcień różu. Załatwiła go, wiedział, że przegrał zanim otworzył usta. Wcześniej po prostu spychał tą myśl w głąb czaszki. Wypuścił powietrze z płuc wcześniej nie zdając sobie sprawy z tego, że w ogóle je wstrzymuje. Postanowił spróbować ostatniej deski ratunku. Jego brwi powędrowały do góry tworząc nad oczami zmartwiony daszek, oczy zrobiły się maślane jak u szczeniaczka. Pepper ściągnęła wargi w cienką linię.-Nic z tego, Tony. Nie nabierzesz mnie na to. Już to kiedyś przerabialiśmy.-brunet westchnął z rezygnacją. Rudej się nie odmawia. Nawet Jarvis był dziwnie milczący, aż Tony zaczął się zastanawiać czym Potts go przekupiła. To było wręcz niesprawiedliwe, że został tak pokonany nie mając po swojej stronie żadnego obrońcy. Dopił resztę alkoholu jednym łykiem i uśmiechnął się krzywo machając niedbale dłonią. Pepper przybrała doskonale wyćwiczoną minę zwycięzcy i gratulując sobie w duchu podeszła do Tonego kładąc drobną dłoń na jego ramieniu. Ścisnęła je lekko w pokrzepiającym geście.-Dziękuję.-nachyliła się ku niemu muskając ustami jego policzek.-Wrócę tu 26 grudnia sprawdzić jak Ci idzie. Wigilia już za tydzień więc zacznij szukać sobie towarzystwa.-puściła go i skierowała się w stronę wyjścia rzucając na odchodne do szybko uwijających się amatorów czapek.-Dobra robota, panowie. Skończcie wszystko tak jak to ustaliliśmy. Rachunek proszę przesłać na mój adres.-nacisnęła guzik windy. Drzwi otworzyły się prawie natychmiast wpuszczając rudą do środka. Odwróciła się do niego, a na jej twarzy nadal bawił lekki uśmiech. Nacisnęła guzik z numerem jeden i spojrzawszy na niego po raz ostatni powiedziała miękko:-Wesołych świąt, szefie.-po chwili stracił ją z oczu. Zapadła dziwna cisza przerywana jedynie przez nieśmiałe pobrzękiwanie bombek i kolorowych lampionów. Tony stał jak wryty nie ruszając się z miejsca. Jedynie w geście zmęczenia, przeczesał dłonią niesforne włosy tworząc na głowie jeszcze większy chaos. Drgnął gdy usłyszał dobiegający zza jego pleców komentarz.-Załatwiła pana po całej linii, panie Stark.-Tony nie mógł się z tym nie zgodzić.


                                                                                    ASGARD, w drodze donikąd
      

           Święta wkroczyły do Asgardu szybciej niżby Loki sobie tego życzył. Oczywiście jego życzeniem byłoby odwołanie wszelkiego rodzaju świąt i radosnych zabaw.
Niestety nawet ktoś taki jak on nie miał wpływu na to co chcą obchodzić Asowie.  Krocząc bez celu po głośnych ulicach królestwa, Loki rozmyślał nad sposobem zaszycia się w cichym, odosobnionym miejscu, z dala od kolorowych ozdób, gwaru i śmiejących się mieszkańców pałacu. Normalnie nie miałby z tym problemu. Znikał wielokrotnie zmęczony obecnością jego pobratymców (w szczególności blond idioty, który za każdym razem próbował zamknąć go w braterskim uścisku) , jednakowoż w ten szczególny czas jego przybrany ojciec Wszechwiedzący Odyn stawał się dla niego wyjątkowych utrapieniem, nie pozwalając by zapuszczał się dalej niż granice królestwa. Najbardziej jednak irytował go fakt, że zwyczaj przyozdabiania drzew, pieczenia wyjątkowych na tą okazję potraw, śpiewania nieznanych mu pieśni czy wręczania sobie podarunków, Asowie zaczerpnęli od Midgardian. Oczywiście musieli zmodyfikować niektóre charakterystyczne dla tego święta cechy. Ostatecznie przyjęło się, że zimowe święta(Loki prychnął pogardliwie na to określenie. W Asgardzie panowała wieczna wiosna, to nie Jotunheim, żeby padał śnieg) to najodpowiedniejszy czas na polepszenie stosunków z rodziną i wspólne spędzenie czasu. Czarnoksiężnik wielokrotnie zło wróżył Thorowi za przytarganie tu tego, budzącego mdłości, zwyczaju. Zemdliło go jeszcze bardziej gdy Odyn wraz z Friggą przyklasnęli ochoczo temu pomysłowi wychwalając pomysłowość i kreatywność ziemian. Pogrążony w myślach, Loki nie zwrócił uwagi na to gdzie nogi go niosą. Miał nadzieję, że jak najdalej od pałacu. I to go w pewien sposób zgubiło. Jego spacer zakończył się na czymś miękkim co po zderzeniu z nim krzyknęło „Ała!”, lądując na ziemi. Brunet ledwie się zachwiał, a jego wzrok bezwiednie powędrował w dół. Na ziemi siedziała młoda dziewczyna, krzywiąc się i pocierając podstawę kręgosłupa. Otoczona była wianuszkiem owoców, orzechów, ryb i kolorowych łańcuchów, które po upadku wysypały się z koszy uciekając we wszystkie strony. Dziewczyna potrząsnęła głową jakby odganiała od siebie nieznośne owady po czym podniosła wzrok napotykając jarzące się świeżą zielenią tęczówki. Loki dostrzegł jak jej źrenice rozszerzają się z zadziwiająca prędkością kiedy zrozumiała na kogo wpadła. Z lekko rozchylonymi ustami podniosła się na trzęsące nogi. Otrzepała zwiewną sukienkę, w którą była przyodziana i niezgrabnie ukłoniła się mamrocząc pod nosem przeprosiny. Nie śmiała po raz drugi podnieść wzroku, zamiast tego uklękła i zaczęła chaotycznie zgarniać zakupy do koszy. Loki patrzył jak dziewczyna wzdycha z ulgą sprawdzając stan szklanych ozdób i prawie pieszczotliwie chowa je do koszy. Ku jego zdziwieniu i lekkiemu rozdrażnieniu stwierdził, że ma mieszane uczucia co do tego przedstawienia. Z jednej strony miał ochotę się skrzywić na myśl, że ktoś taki jak ona śmiała na niego wpaść, a z drugiej(ku jego jeszcze większej irytacji) z niekrytą ciekawością przyglądał się świątecznym ozdobą. Asgardianka rzucała ku niemu ukradkowe spojrzenia jakby chciała się upewnić, że mag nadal przed nią stoi. Ostatecznie Loki w geście bezgranicznej wspaniałomyślności machną lekko dłonią sprawiając, że wokół zakupów  zatańczyły zielone iskierki, a chwile później wszystkie rzeczy leżały zgrabnie poukładane w koszach. Rozległy się wyraźnie słyszalne westchnienia zachwytu dobiegające ze wszystkich stron. Każdy przechodzień, który był świadkiem tego jawnego użycia magii, przystanął w miejscu wpatrując się w rozgrywaną scenę. Loki ku własnemu zdziwieniu idąc za ciosem wyciągnął smukłą, bladą dłoń w stronę dziewczyny, która nadal oniemiała klęczała na ziemi. Przyjęła pomoc i tym razem odważyła się na niego spojrzeć. Czarnoksiężnik dostrzegł na jej policzkach subtelne rumieńce.-Książę Loki.-skłoniła się po raz drugi.-Dziękuję za pomoc.-mag tylko kiwnął głową i odwrócił się do niej plecami znów ruszając przed siebie chcąc znaleźć się jak najdalej od zbiegowiska. Nim jednak odszedł na bezpieczną odległość dopadło go ciche pytanie doskonale słyszalne dla jego wrażliwych uszu.-Dlaczego nie spędzasz teraz czasu z rodziną, szykując się na nadchodzące święta, panie?-Loki stanął jak wmurowany nie mogąc uwierzyć, że ktoś spoza pałacu zadał mu to pytanie. Szczerze mówiąc sam nie do końca wiedział jak na to zareagować. Nie mógł być aż nad to opryskliwy, ponieważ doskonale zdawał sobie sprawę, że Odyn dowiedziawszy się o tym porządnie by go przeklął. Szczególnie teraz. Odwrócił się powoli, prawie dramatycznie, na pięcie i łypnął na nią zielonymi oczami. Dziewczyna pobladła lekko i najzwyczajniej wyglądała jakby żałowała, że nie odgryzła sobie języka na czas.  Loki z rozbawieniem obserwował jak próbowała ukryć zdenerwowanie szarpiąc za wystające nitki sukienki. Pomyślał chwilę nad odpowiedział, a potem rzekł: -Zmierzałem właśnie na świąteczne targi by zakupić coś do rodzinnych komnat. Muszę Cię więc pożegnać.-skinął lekko głową po raz kolejny idąc w wyznaczonym sobie kierunku. Przeciwnym do miejsca targów. I kiedy myślał, że dzisiaj już nic go nie zaskoczy, na odchodne usłyszał: -Wesołych świąt, panie.-wypowiedziane czymś cichszym od szeptu.



                Nowy Jork, teraz

   

         Prosta, czarna linia przekreśliła kolejne nazwisko znajdujące się na liście. Tony Stark westchnął z rezygnacją i ukrył twarz w dłoniach pozwalając swoim oczom odpocząć od światła. Wziął parę głębszych wdechów i uwolnił jedno oko zezując na leżącą przed nim kartkę. Jeszcze raz przeleciał wzrokiem po wszystkich nazwiskach.

Nick Fury

Natasza Romanow

Clint Barton

Kapitan Sopel

Maria Hill

Thor

Bruce Banner

Pani do towarzystwa

    Tony ściągnął brwi wlepiając wzrok w czarne litery. Po głębszym namyśle postawił grubą krechę na „Pani do towarzystwa” stwierdzając w duchu, że Pepper byłaby wściekła gdyby 26 wchodząc do Stark Tower potykała się o porozrzucaną bieliznę. Zastając nietknięte jedzenie i jego tyłek w łóżku. A tak by się skończyło, co do tego Stark nie miał wątpliwości.

Pani do towarzystwa

  Na liście pozostały jeszcze dwie pozycje, których Tony, choć nie chętnie, trzymał się jak tonący deski. W takich momentach przeklina się swoje asystentki. Sięgnął do kieszeni po telefon i jako pierwszy wystukał numer do Amerykańskiego Chłopca. Trzy sygnały później usłyszał znajomy głos, który powitał się z nim, aż za grzecznie.-Witaj, Tony. Co u ciebie słychać? Jak Ci idą przygotowywania do świąt?-świetnie-pomyślał Tony. Jedzenie i ozdoby są, brakuje mi jeszcze tylko ofiary, która spędzi ze mną te święta. Brunet podziękował w duchu, że to rozmowa przez telefon i nie musi się silić o uśmiech. Za to postarał się by jego ton był w równym stopniu życzliwy.-Hmm świetnie, Steve. Właściwie dzwonię w tej sprawie.-zamilkł starając się szybko ułożyć w głowie jak właściwie ma go o to zapytać. Zdał sobie sprawę, że milczy dość długo dopiero gdy Steve zachęcająco zapytał się co to za sprawa.-Zastanawiałem się czy masz ochotę spędzić  ze mną te święta. Pomyślałem, że w twoim wypadku dobrze wpłynęłaby na Ciebie obecność przystojnego filantropa. Dużo ciepłego barszczu i takie tam. Zgaduję, że masz dość zimna?-brawo Stark. Miej nadzieję, że te pierdoły go przekonają do użerania się z tobą. W Boże Narodzenie.-Och, to bardzo miło z Twojej strony, Tony. Ale..ee..obiecałem mojej dziewczynie, że spędzimy je wspólnie…-brunet wsłuchiwał się w jego tłumaczenie bezwiednie stawiając na kartce kolejną linię.-Nie ma sprawy. Życzę wam udanych świąt.-już się chciał rozłączyć kiedy w ostatniej chwili padło pytanie, którego tak bardzo pragnął uniknąć.-Tony? Czy ty aby nie masz z kim spędzić tych świąt?-szlag.-Skąd ten pomysł, Steve ’i?-odpowiedział pytaniem na pytanie.-Bo właśnie zadzwoniłeś z zaproszeniem na święta do Kapitana Ameryki. Blondasa w mundurku. Gościa robiącego za sopla, emeryta…-Wiem do kogo zadzwoniłem. Po prostu Pepper tym razem postanowiła spędzić te święta z Rodneyem i zwolniło się miejsce.-cała masa miejsc. Chwila milczenia.-Panna Potts jest z pułkownikiem Rodes’ em?-Tony ścisnął podstawę nosa prosząc w myślach by ta rozmowa dobiegła końca.-Chyba tak… na to wygląda… tak.-zwolnił dłoń pocierając czoło.-W każdym razie dzięki za pogawędkę i życzę wesołych świąt.-rozłączył się zanim padło kolejne niepożądane pytanie. Następnie spróbował dodzwonić się do Banner’ a, zanim rzucił telefon na sofę, niestety ten nawet nie odbierał. Szczerze mówiąc Tony obstawiał, że doktora zapewne nie ma w kraju. Pewnie siedzi gdzieś w Azji, medytując i pijąc swoje śmieszne herbatki  jakby miały mu w czymś pomóc. Tym sposobem jego lista była jedynie zbiorem czarnych kresek. Może najwyższy czas się sklonować?

Ostatnio edytowany przez Loreen (2013-12-23 18:56:54)

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
GotLink.pl