Forum dla zdolnych pisarzy

Forum powstało z myślą o rozwijaniu talentu uzdolnionych pisarzy.


#1 2015-01-27 18:23:06

 Kościotrup

Nowicjusz

Skąd: Warszawa
Zarejestrowany: 2015-01-26
Posty: 80
Punktów :   

Detektyw i historyk roz.4

Hej, kolejny rozdział zatytułowany "Detektyw i historyk" (tutaj niestety proszą o tytuł, więc musiałem coś wymyślić ). Mam szczerą nadzieję, że ktoś mi napisze co powinienem zmienić . Błagam o jakieś komenty!!!
Życzę miłej lektury

Niedziela, Edynburg
-Proszę pana, czy ten zamek musiał się kiedyś bronić?  -  zapytał jakiś dociekliwy chłopak. – Przez cały czas opowiada pan tylko o uzbrojeniu, a o tym czy była potrzeba użycia go, to nic.
-James, bądź uprzejmiejszy. – upomniała chłopca wychowawczyni.
Jack zignorował jej uwagę i pokręcił głową.
-Rzadko gdzie tyle razy były urządzane pokazy, co w naszym Edynburgu, podczas których żołnierze byli naprawdę przygotowani na obronę zamku. Dlatego nikt nie próbował ich najeżdżać.
Kiedy wychowawczyni zajęła się uspokajaniem kłótni wśród uczniów dodał szeptem:
-Za to niedawno mieliśmy w Edynburgu zabawę, po naszym zamku biegał seryjny zabójca.  -  dodał szeptem.  -  Jednego żołnierza zabił tutaj, drugiego tam, w kaplicy, a trzeciego ciało zaginęło. To powinno być w podręcznikach od historii, nie uważasz?
Jack nie musiał nawet pytać, żeby wiedzieć, że chłopak podziela jego zdanie. Dzieciak promieniał.
-A co się stało z tym zabójcą?  -  spytał z zapałem.
-Koniecznie chcesz wiedzieć?
Chłopak kiwnął głową.
-Złapałem go. Niestety krótko tryumfowałem, bo strzelił sobie w głowę.
Chłopak nie był wcale zniechęcony. Wykrzyknął:
-Super! Dużo było krwi?
Jack roześmiał się do łez.
-Niewiele wiem o dzieciach, ale wiem, że nie powinno cię to interesować.  -  westchnął cicho i powiedział:  -  Tak, było bardzo dużo krwi. Jego mózg rozprysnął się na ścianie. Przepraszam, pewnie niedługo będziesz jadł obiad…
-Nie, nie! – zaprzeczył szybko chłopak.  -  Proszę opowiadać dalej.
-James, ruszaj się!  -  krzyknęła wychowawczyni do tego chłopaka. Jack podszedł do bram z wielkim plikiem kluczy.
-Dziękujemy panu bardzo.  -  powiedziała przyjaźnie wychowawczyni, podczas gdy Jack szamotał się z wielkim zamkiem.  -  Ma pan talent do ciekawego opowiadania historii. Tylko ciekawe, czy słuchali. Jutro zrobię im z tego kartkówkę.  -  i mrugnęła porozumiewawczo.
Podczas gdy zaczęła liczyć uczniów, do Jacka podszedł ten sam ciekawski chłopak, James.
-Jest pan niezwykłym przewodnikiem. Może się jeszcze kiedyś spotkamy?  -  zapytał z nadzieją w głosie.
-Jestem tego pewien.
James odetchnął z ulgą. Po chwili podał Jackowi małą karteczkę.
-Niech pan kiedyś zadzwoni. Chętnie bym się jeszcze z panem spotkał. Bo jest pan bardzo zainteresowany historią prawda? Tak jak ja? W Anglii jest tyle ciekawych zabytków, a pan tyle wie…  -  westchnął.
Ten chłopiec mu schlebiał. A w zasadzie to czemu nie? Jeśli na takie lekcje pozwolą mu jego rodzice to okej! No i oczywiście, jeżeli Jack przeżyje spotkanie z Czarnym Zabójcą. Polubił tego gadatliwego chłopca.
-Jeszcze nigdy nie spotkałem takiego dociekliwego ucznia. Ty chcesz wiedzieć.  -  wygłosił.  -  Cieszę się, że mogę ci w tym pomóc. To twój numer telefonu? Fajnie. Na pewno zadzwonię. Stawiam przed tobą jeden warunek. Kiedy zadzwonię, to daj mi też do telefonu swoich rodziców. Rozumiesz – nie chcę mieć później kłopotów z policją. Ale powiedz rodzicom, że nie zamierzam za to pobierać opłat.  -  zapewnił szybko.
-Dziękuję panu jeszcze raz.  -  chłopak uśmiechał się szeroko.  -  A jeśli jeszcze panu nie dziękowałem to teraz mówię oficjalnie: dziękuję! – poprawił się.
-James, idziesz czy nie?  -  krzyknęła wychowawczyni.
-Do widzenia!  -  krzyknął w biegu James. Biegł tak szybko, że Jack nie zdążył mu odpowiedzieć.
Obok pięknego zamku w Edynburgu stał biały autobus. Uczniowie wsiadali do niego przepychając się po drodze. James dobiegł do nich w ostatniej chwili. Zatrzymał się na moment i pomachał do Jacka. Potem wsiadł do środka.
    Autobus ruszył,  a do Jacka podeszła pani Johnson, stara i łagodna bibliotekarka. Patrzyła wraz z nim.
-Twoja ostatnia dzisiejsza wycieczka.  -  przypomniała mu po chwili.
-Tak, wiem.  -  odparł wolno Jack. Nie był w stu procentach pewien, czy przeżyje jutrzejsze spotkanie z Czarnym Zabójcą, więc starał się łapać całą duszą każdą chwilę tu spędzoną.
    Bez jednego słowa odszedł w stronę głównej drogi.

* * *



Poniedziałek, w pół do drugiej
    Jack założył plecak i wyszedł z domu. Specjalnie przenocował w hotelu w centrum Londynu, więc mógł iść na lotnisko pieszo. Po pięciu minutach spaceru stanął przed wejściem głównym i wkroczył do środka.

* * *



    Jack usiadł w fotelu i odetchnął. Wszystkie formalności załatwione (po dłuższej rozmowie z najwyraźniej początkującą kasjerką, która nie umiała wyrwać z drukarki biletu ani otworzyć kasy, by wydać Jackowi resztę, miał prawo być zmęczony). Teraz trzeba tylko wypatrywać Czarnego Zabójcy i czekać na samolot.
    Jack odwrócił się. Za nim siedział jakiś staruszek z bujną siwą brodą, czytający gazetę. Tuż obok niego siedział jakiś bardzo gadatliwy mężczyzna, który raz po raz podkręcał sobie wąsa. Jego starsza towarzyszka w kolorowym kapeluszu słuchała go uważnie.
    Jack spojrzał przed siebie. Ujrzał tam człowieka w bardzo ciemnym garniturze zawzięcie stukającego w klawisze laptopa. Żadna z tych osób nie przypominała Czarnego Zabójcy. Pisał, że spotkają się, czyli prawdopodobnie sam do niego podejdzie. Może wystarczy czekać? Jack wyjął z plecaka książkę i zaczął czytać.
    Coś uwierało go w bok. Sięgnął do płaszcza. W kieszeni znalazł kopertę. Z ciekawością rozpakował ją. W środku była tylko mała kartka samoprzylepna z napisem: Będę ubrany na czarno. Rozejrzał się. Zobaczył wreszcie tego, kogo szukał: przystojnego mężczyznę z długimi, głęboko czarnymi włosami opadającymi swobodnie do tyłu. Miał na sobie czarną koszulę i, również czarne, spodnie. Rasista powiedziałby „czarnuch”. Czytał książkę zatytułowaną „Noże, miecze itd.”. W tej chwili spojrzał się na Jacka.
-Ładny płaszcz  -  powiedział nieznajomy.
-Dziękuję  -  odpowiedział Jack po chwili wahania.
Miał przeczucie, że jeśli to jest Czarny Zabójca, to pewnie czuje się to samo zakłopotanie co Jack. Nagle wpadł mu do głowy świetny pomysł sprawdzenia kim jest ta osobowość.  -  Trochę go zniszczyłem schodząc z drzewa.
-Człowiek w płaszczu  -  powiedział tamten widocznie z czegoś zadowolony.
-Szakal  -  odparł Jack i podał mu rękę. Tamten ją uścisnął.  -  Jack Scott.
-Jeżeli pozwolisz  wolałbym być nadal Szakalem.  -  odparł tamten.  -  Rozumiesz – środki bezpieczeństwa.
-Jasne. Czemu zorganizowałeś to spotkanie?  -  spytał Jack.
Szakal podniósł brwi.
-Myślałem, że może ci się to spodobać. Miałem rację?
Jack uśmiechnął się.
-Jak pięknie zauważyłeś, nie jestem wojskowym. I nie jestem taki tępy jak oni. Oczywiście miło jest poznać Czarnego Zabójcę, ale kto wie…? Może inne ofiary również widziały jego twarz? Więc teraz odpowiedz: dlaczego właśnie ja?
Szakal wyglądał przez chwilę tak, jakby nie znał odpowiedzi. Po chwili jednak tajemniczo zmrużył oczy i uśmiechnął się.
-Bo potrzebuję silnego sprzymierzeńca.
-I uważasz, że mogę się nadać?  -  Jack podniósł brew.  -  Przecież ja nawet pistoletu na oczy nie widziałem.
Szakal wzruszył ramionami.
-Ja też nie. Bynajmniej nie w swojej dłoni. Wystarczy do tego umieć rzucać nożem i posługiwać się mieczem. Zgadzasz się czy nie?
-Nie za wcześnie na takie decyzje?  -  odpowiedział pytaniem Jack.  -  Nie wiem kim mam zostać, kim ty jesteś i czym się zajmujesz.
Szakal wyglądał na odrobinę rozczarowanego.
-A co chciałbyś wiedzieć?  -  zapytał w końcu.
-Jeśli mam być twoim pomocnikiem to jak najwięcej. Po co zabijasz? Dla pieniędzy, dla zemsty? Kim są ci żołnierze, którym bezprawnie odbierasz życie?
Szakal już otwierał usta, żeby coś powiedzieć kiedy głośniki go uprzedziły:
-Samolot numer 2239 do Turcji odlatuje za dziesięć minut. Pasażerowie są proszeni do wejścia numer 12. Uwaga! Właściciel zgubionego portfela proszony jest do kasy numer 3.
Jack przypomniał sobie, kto go obsłużył a kiedy spojrzał w tamtą stronę zobaczył tą samą początkującą kasjerkę a nad nią niebieski numerek 3. Pożałował człowieka, który zgubił portfel. Wstał i założył plecak. Szakal również stanął. Ruszyli bez słowa.
-Po co zabijam?  -  odezwał się Szakal, kiedy wchodzili do samolotu.
-To pytanie jest już nieaktualne.  -  odparł Jack.  -  Dla pieniędzy. Napisałeś mi o tym. I szczerze mówiąc – napawa mnie to „lekką” odrazą. Jednak tłumacz, jeśli ci na tym zależy.
-Po części to masz rację, ale jednak, również dla swojego zysku. Mam na myśli to, że nie przyjmuje każdego zlecenia, które mi wpadną w ręce. Ja zawsze muszę przemyśleć co się stanie ze mną, z innym krajem, z moją ojczyzną jeżeli zabije tego kogoś. Kiedy dochodzę do wniosku, że słabo wyjdę  na tym zabójstwie to zwyczajnie nie przyjmuję zlecenia. Zazwyczaj jestem wtedy napastowany przez innych płatnych zabójców, ale jestem najlepszy, więc zabijam ich, albo wsadzam za kratki. Wiesz, że teraz też mam kilku na karku?  -  dodał szeptem.  -  Za tobą.
Jack nieznacznie obrócił głowę jak gdyby przypadkowo. Kontem oka zobaczył dwóch ludzi. Jeden był ciemnoskóry z długimi zakręconymi włosami i nosił kolorową koszulkę. Uśmiechał się. Drugi trzymał długopis przy bilecie zapewne szukając swojego miejsca. Nosił czarny garnitur. Wyglądał na spiętego.
-Albo się naprawdę dobrze maskują, albo się pomyliłeś.  -  szepnął Jack.
-Pomyłka jest niemożliwa. Znam tych dwóch z twarzy.  -  odparł Szakal szeptem.  -  W każdym razie masz rację: są dobrzy w kamuflażu. I nieźle się też biją. Muszę przyznać, że niewiadomo po co przysyłają coraz większe ilości tych zabójców. Muszę im strasznie zawadzać.
Usiedli na wolnych miejscach.
-Tutaj nic nie zrobią, zresztą nie miałoby to sensu. Samolot by się rozbił i cała ich reputacja na marne.

* * *



    Jack otworzył oczy i spojrzał za okno. Ściemniło się już, światła w samolocie się paliły. W fotelu obok niego siedział Szakal. Nadal czytał „Miecze noże itd” powoli sącząc czerwone wino z pozłacanego kieliszka. Po chwili zauważył obudzenie się towarzysza i zamknął książkę.
-Od  dawna nie śpisz?  -  zapytał.
-Przed chwilą się obudziłem. Gdzie dolecieliśmy?
Szakal spojrzał na zegarek i powiedział:
-Za dwadzieścia minut powinniśmy być w Turcji.
    Jack odwrócił się. W rzędzie foteli za nim leżał mężczyzna w kapeluszu. Nie spał tylko czytał jakąś bardzo grubą książkę. Po chwili odgarnął z czoła ciemne włosy i zobaczył Jacka. Ten go zagadnął:
-Jak lot samolotem drogi panie?
-Całkiem przyjemnie, dziękuję. Miłą tu maję obsługę nieprawda?  Ach, pan spał, zapomniałem.  -  chyba coś zobaczył bo powiedział:  -  Podróżujesz z Czarnym Kapturkiem, co?
W szparze między fotelami pojawił się Szakal.
-Acha, cześć Krzywda.
Podali sobie ręce. Czarny Kapturek, Krzywda? To pewnie jakieś pseudonimy. Trzeba im było przyznać, że całkiem fajne.
-Edwardo i jego nowy wspólnik są w tym samolocie.  -  powiedział Szakal.
-Edwardo nie ma honoru.  -  Krzywda zdawał się wymawiać słowo „Edwardo” z odrazą.  -  Hańbi nasz zawód. A tak na marginesie: nie umie się posługiwać nożem. Chętnie bym mu przeszkodził w wykonaniu zlecenia. Nie wiesz przypadkiem na kogo teraz poluje?
-Na mnie  -  odparł Szakal.
Zapadła krótka chwila milczenia, w której Jack zobaczył szansę na wtrącenie się do rozmowy. Nie wiedział jednak co powiedzieć, więc Krzywda go uprzedził mówiąc:
-Sam nie da sobie z tobą rady.
Jack poczuł dziwny rodzaj zazdrości o to, że Krzywda wymyślił całkiem łatwe do wymyślenia zdanie a on sam na nie nie wpadł.
-Od tego ma wspólnika.  -  odparł Szakal.
Krzywda pokręcił głową.
-Musiałby na ciebie nasłać dziesięciu, żeby cię zabić.
To jedyna szansa, teraz coś powie. Jack wiedział, że nie będzie to imponująco mądre, ale lepsze to niż nic.
-Być może właśnie to zrobi.
Płatni zabójcy spojrzeli na niego. Tak, świadomość powiedzenia czegoś całkowicie bez sensu się potwierdziła.
-Co wie?  -  spytał Szakala Krzywda.
Teraz to się musi udać. Skoro już zaczął to powinien skończyć. Zresztą, chamsko się zachowują traktując go jak bawiące się gdzieś z boku dziecko.
-Wiem o Edwardzie.  -  odparł Jack zaczepnie.
-Co o nim wiesz?  -  zaciekawił się Krzywda zdejmując kapelusz i ukazując potargane, ciemne pasma włosów opadające mu na czoło.
-Płatny zabójca, przyjmuje wszystkie zlecenia jakie mu wpadną w ręce. Do zabijania używa czarnego magnum 44. Jest zabójcą Williama Dossa, Johna Cardiff i Clary Davis. Łatwo można się domyślić, że zabijał o wiele więcej, jednak co do tych kilku morderstw jestem pewien.
Wow! Ale fajnie jest się popisać znajomymi wiadomościami. A w praktyce to rozmawiał ze znajomym policjantem. To od niego otrzymał te informacje. A zabójcy patrzeli na niego.
-Wiedziałem, że będzie dobry.  -  Szakal uśmiechnął się do Krzywdy. Ten mu się jednak nie odwzajemnił. – Odpowiadając na pytanie, które zadałeś mi na lotnisku: żołnierze, których zabijam są ważnymi ludźmi, choć mogą sobie nawet nie zdawać z tego sprawy. Im wszystkim zostały powierzone informacje, które ktoś może wykorzystać do zabijania na masową skalę. Wierz mi: ratuję ciebie i twoją ojczyznę. Jeśli zgodzisz się być moim wspólnikiem, myślę, że będziesz silnym sprzymierzeńcem.
Jack zawahał się. Parę razy otworzył i zamknął usta. Od tego co teraz powie może zależeć jego przyszłość.
-Nie obraź się na mnie, ale ci nie uwierzę. –Jack podjął decyzję. – Równie dobrze to ja mógłbym być jednym z tych żołnierzy, ktoś mógłby mi powierzyć te informacje. Zabijasz być może ludzi, którzy dostali się do armii z przymusu, niewinnych ludzi. Jesteś zabójcą. Takim jak każdy inny. A ja nie zamierzam nim zostać. Nie będę człowiekiem od brudnej roboty. Ale polubiłem cię. Pomogę ci rozprawić się z Edwardem i z jego ewentualnymi wspólnikami, ale na tym koniec.

Co sądzicie? Błagam, piszcie, bo wiem, że coś na stówę jest nie tak!!!!!

Ostatnio edytowany przez Kościotrup (2015-02-22 09:58:36)


Mamy WALCZYĆ o wolność? Więc zacznijmy od walki z nałogami!!!

Offline

 

#2 2015-03-12 18:04:35

 MrMrsSok

Nowicjusz

Zarejestrowany: 2013-09-01
Posty: 43
Punktów :   

Re: Detektyw i historyk roz.4

No i jest nasz Jack Scott! Wiedziałam, że tu będzie Moje emocje sięgnęły już prawie zenitu tak się zaczytałam, że nawet nie zauważyłam błędów jeśli możesz przesłać coś więcej to ja chętnie poczytam Pozdrawiam.


Bez znieczulenia...

Offline

 

#3 2015-03-13 19:22:40

 Kościotrup

Nowicjusz

Skąd: Warszawa
Zarejestrowany: 2015-01-26
Posty: 80
Punktów :   

Re: Detektyw i historyk roz.4

Dzięki . Nie myślałem że coś takiego może się komukolwiek spodobać. Ale miło wiedzieć że się myliłem . Ogólnie wielkie dzięki za komentarz i jak tylko znajdę właściwego pendriva, zamieszczę kolejny kawałek. Pozdrawiam!


Mamy WALCZYĆ o wolność? Więc zacznijmy od walki z nałogami!!!

Offline

 

#4 2015-04-24 19:55:44

Zaczytany

Nowicjusz

Zarejestrowany: 2015-04-19
Posty: 9
Punktów :   

Re: Detektyw i historyk roz.4

Fabuła nawet wciągająca, żartobliwa narracja... Moim pierwszym skojarzeniem był "Szatan z siódmej klasy" ale, wybacz, Bahdaj był zdolniejszy. Sam zwykle mam z tym problem ale muszę ci coś doradzić, Kościotrup. Dodaj trochę więcej bohaterów. Nie mówię o tym żebyś zmieniał głównych bohaterów i w ogóle tylko chcę żebyś dodał... powiedzmy przechodzącego pasażera albo stewardessę. Coś powinieneś wymyślić. Całość mi się podoba ale postaw się na miejscu pasażera siedzącego za tymi dwoma zabójcami i Jackiem Scottem. Jacyś goście gadają o wspólniku Edwarda, o tym żeby ich zabić, mówią do siebie "Czarny Kapturek" "Krzywda". Ja bym się trochę przestraszył. Znajdź lepiej tego pendriva bo czekam na rozwinięcie tematu. Zapowiada się ciekawie. Pozdr. MM

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
GotLink.pl